🎎 50 Latek Masz Już Na Karku
Pięć dych masz już na karku, zaraz wódę wyjmę z barku. Wnet się wszyscy uśmiejemy, Twoje zdrowie wypijemy. Piwo już się leje, niejedna dziewczyna na scenie szaleje, chodź brachu baw się z nami, bo nie wypijemy wszystkiego sami. W końcu dziś są Twoje 50-te urodziny i uczcić to przecież musimy. 50 lat na wesoło
wybory 2023 18.08.2023, 06:00. Piotr Kozłowski. Patryk Kołbyko już nie jest kandydatem Lewicy w wyborach do sejmu z lubelskiego okręgu nr 6 (Archiwum prywatne/fb) lewica Lublin Marsz Równości Lublin wybory 2023. Patryk Kołbyko, który pięć lat temu zasłynął w sieci groźbami wobec uczestników pierwszego Marszu Równości, będzie
50 latek masz juz na karku Bernadetta Kowalska tekst Tekst - Płomień 81 "To nie jest kiepskie bla bla, to zabije cię jak Kain Abla Klasyczne jak Duck Down rap propaganda Znamy kilka miejsc niebezpiecznych jak Bagdad Znamy wielki stres z nami dobry tekst, dobry panczlajn Ty"
Witam przedewszystkim panie ,mój mąż wiedząc ,że mam niedługo urodziny 40-tewciąż w żartach delikatnie mówiąc nabija się ze mnie,a ja jak ta głupia zaczynam wpadać w lekką depresję.Mam wrażenie ,że zamyka się za mną pewien etap ,że mija coś bezpowrotnie,ze nie zdążę zrobić pewnych rzeczy
Dostałam od kolegów na urodziny. Na początku nie spodziewałam się niczego wielkiego- ot kolejna z wielu obyczajowych książek o wszystkim i o niczym. Jednak pierwsza dobrała się do niej moja siostra (;>) i namówiła mnie do przeczytania "Trzynastki". Bez większych emocji zabrałam się do lektury i byłam mile zaskoczona.
Po przebadaniu okazało się, że 43-latek kierował samochodem, mając 2,4 promila alkoholu w organizmie i na dodatek przewoził dwoje dorosłych pasażerów. - Okazało się także, że mężczyzna ma dożywotni sądowy zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych, a do tego jest poszukiwany czterema listami gończymi wystawionymi
Dojrzała kobieta również powinna wiedzieć co słychać w modzie. Wykorzystaj to, że masz coraz mniej pracy, a więcej czasu dla siebie. Ten możesz wykorzystać na to, aby skompletować modną szafę. Podpowiadamy, jak dobrze wyglądać po 50-tce. Szukasz konkretów? Sprawdź nasz artykuł o eleganckich sukienkach dla 50-latek.
Życzenia na 50 urodziny dla mężczyzny śmieszne, Pięć dych już masz na karku, zaraz wódę wyjmę z barku. Wnet się wszyscy uśmiejemy,
Resort sprawiedliwości chce odstraszać od przestępstw nie tylko dorosłych, ale też coraz młodsze dzieci. W opracowywanej nowelizacji proponuje, by za najpoważniejsze czyny - jak dorosły - odpowiadał już 14-latek. Powołuje się przy tym na politykę karną innych krajów. Eksperci, w tym Rzecznik Praw Dziecka, podkreślają jednak, że nie tędy droga, bo nie ma to uzasadnienia ani w
50 lat masz juz na karku - Tekściory.pl – sprawdź tekst, tłumaczenie twojej ulubionej piosenki, obejrzyj teledysk.
Tłumaczenia w kontekście hasła "ciężar na karku" z polskiego na angielski od Reverso Context: Później zaczynałem czuć ten ciężar na karku, jak piłkę treningową, terkoczący jedno słowo:
„Tak bardzo chciałam, by córka miała szczęśliwe i beztroskie życie, że nie zauważyłam, kiedy całkowicie przejęłam za nią odpowiedzialność. Nigdy nie goniłam jej, by poszła do pracy i dokładała się do czynszu, nie wymagałam, by partycypowała w obowiązkach domowych, nie sugerowałam, że powinna się wyprowadzić. Nie pozwoliłam jej dorosnąć”.
kOXSeED. Polish Arabic German English Spanish French Hebrew Italian Japanese Dutch Polish Portuguese Romanian Russian Swedish Turkish Ukrainian Chinese English Synonyms Arabic German English Spanish French Hebrew Italian Japanese Dutch Polish Portuguese Romanian Russian Swedish Turkish Ukrainian Chinese Ukrainian These examples may contain rude words based on your search. These examples may contain colloquial words based on your search. Poza tym, nadal masz na karku Namiar. Pięć ostrzeżeń i masz na karku naruszenie. Ważne, że łeb masz na karku. Jeśli mam rację masz na karku kogoś bardzo niebezpiecznego. Brzmi łatwo, dopóki nie przypomnisz sobie, że masz na karku Stasi. Jesteś tu zaledwie tydzień i już masz na karku dwóch ścigających cię gości. You've only been here a week and you've already got two blokes chasing after you. Co masz na karku? - Długa historia. Myśl razem z włosami które masz na karku! Masz na karku kilkoro wściekłych ludzi. Zbierasz siły i masz na karku zagrożenie ze strony Meksykan, którego nie rozumiesz i nie potrafisz się obronić. You're consolidating power... and you've got a mexican threat You don't understand and can't defend yourself from. Masz na karku więzienny kod. Masz na karku cały wydział. Masz na karku cału wydział. Poza tym, nadal masz na karku Namiar. Other results Masz już na karku psychopatycznego tyrana. You know, m-maybe you want to slow down on the nut-job collecting. No results found for this meaning. Results: 22167. Exact: 19. Elapsed time: 409 ms.
Data utworzenia: 8 września 2010, 7:35. Mało jest na świecie telewidzów, którzy nie kojarzyliby partnerki Patricka Swayze (57 l.) z kultowego filmu "Dirty Dancing", czyli "Wirujący seks", jak nazwano go w Polsce Jennifer Grey znów na parkiecie Foto: Fakt_redakcja_zrodlo Producenci amerykańskiej edycji „Tańca z gwiazdami” wpadli na pomysł, by Jennifer Grey (50 l.) znów zatańczyła, tym razem na parkiecie czy swoimi ruchami aktorka zachwyci wszystkich tak jak przed laty, kiedy pląsała w parze ze Swayzem... /9 Jennifer Grey znów na parkiecie Fakt_redakcja_zrodlo Jennifer w dobrej formie /9 Jennifer Grey znów na parkiecie Fakt_redakcja_zrodlo Zaprosili ją "Tańca z gwiazdami" /9 Jennifer Grey znów na parkiecie Fakt_redakcja_zrodlo Swayze i Grey w filmie /9 Jennifer Grey znów na parkiecie Fakt_redakcja_zrodlo Zachwycili świat w "Wirującym seksie" /9 Jennifer Grey znów na parkiecie Fakt_redakcja_zrodlo Grey ma już 50 lat na karku /9 Jennifer Grey znów na parkiecie Fakt_redakcja_zrodlo Kolejne pokolenia wzruszają się na "Dirty Dancing" /9 Jennifer Grey znów na parkiecie mjs / Fakt_redakcja_zrodlo Aktorka jednej roli? /9 Jennifer Grey znów na parkiecie mjs / Fakt_redakcja_zrodlo Będzie pląsać w telewizyjnym show /9 Jennifer Grey znów na parkiecie Fakt_redakcja_zrodlo Powrót z treningu Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem:
Największe kace swojego życia miałem zawsze na Wschodzie. Pamiętam jak ostro zmiękczony, chwiejąc się nieco nad pisuarem, gdzieś na Ukrainie, usłyszałem: “Jebany Polak”. I już, przyznaję, chciałem bić w ryj, za polski Lwów (w końcu rządzą nami trumny), za biało – czerwoną na maszcie, kiedy zorientowałem się, że słowa te nie są skierowane do mnie tylko do nieco osłabionego przedstawiciela naszej nacji, który zasnął na kiblu i obrzygał sobie spodnie. Siedział, ale nadal w ręku trzymał butelkę wódki marki Lex. Pokiwaliśmy z kolegą Ukraińcem z uznaniem głowami nad takowym ordalium, któremu dobrowolnie poddał się ten zawodnik, i wymieniliśmy kilka internacjonalnych uwag o twardych głowach braci Słowian. Po czym umyliśmy ręce. Pamiętam, jak pewnego dnia w Kijowie zaczął padać deszcz. Mieszkaliśmy tam na pierwszym piętrze rozsypującej się kamienicy, gdzie piętro pod nami przed drzwiami były dwie kamery i długo z kolegą Marcinem dyskutowaliśmy, czy mieści się tam dom publiczny z wyjątkowo bezpiecznym seksem czy po prostu ktoś ma wysoko postawione standardy jeśli chodzi o swoje bezpieczeństwo. Chałupa miała wielkie okno na ulicę i miniaturowy balkon. Siedzieliśmy na nim, piliśmy wódkę, a dookoła lało. To była taka letnia burza, gdzie woda jest ciepła, noc jest ciepła i masz ochotę wyjść na ulicę, wznieść głowę do nieba i czuć jak po tobie spływa deszcz. W 20 minut na ulicy było wody po pas. Wylewała się z samochodów, ludzie brodzili w niej jak w gigantycznym jeziorze. Studzienki nie wyrabiały. Później przeczytałem, że ulica przy której mieszkaliśmy nazywa się – o zachwycie! – Basenowa. W przypływie fantazji wleźliśmy do tej wody w klapkach, porozmawialiśmy chwilę z przechodzącymi akurat tubylcami, po czym wróciliśmy na górę. Kijów. Za chwilę wejdziemy do wody. Będzie jej więcej I mniej więcej godzinę później ogarnął nas żal odnośnie straconej okazji. Jakiż byłby to wypas, założyć jeszcze czepek, popłynąć do pobliskiej restauracji, wyjąć z gaci kartę i postawić kolejkę całej knajpie. Niestety, wody już nie było. Stracona życiowa szansa, następnym razem nie popełnię tego błędu. Pamiętam, jak wstałem pewnego ranka w Bukareszcie i na serio zacząłem się zastanawiać czy nie dopadł mnie jakiś pokątny seks analny, który nie wiadomo dlaczego łatwo było przegapić. Okazało się, że coś ugryzło mnie w nocy w dupę i naprawdę bałem się, że to mogły być pluskwy (są dwie siły niepowstrzymane, polski turysta i czerwonoarmista). Pamiętam, jak raz schodziłem ze schroniska na Piątce w Tatrach, bo spieszyłem się na mecz Euro 2012. Mogłem go obejrzeć w innym schronisku. I mniej więcej w połowie drogi zachciało mi się, hmmm…. Najprościej mówiąc, odczułem gwałtowną potrzebę fizjologiczną. A że ruch ludzi był spory i nie dało się tego załatwić na uboczu, bez ekspozycji pod tytułem ‘jeleń na rykowisku’, to zacząłem biec. Ależ jak ja schodziłem z tej góry!!! W jakim tempie!!! Śmigałem wręcz po kamieniach. Unosiłem się nad powierzchnią. Nie muszę mówić, że to był mój rekord zejścia. Ostatnie kilkaset metrów pokonałem biegiem. Jakże byłem szczęśliwy że toaleta jest wolna… Nie pamiętam kto grał w tym meczu, ale scenę ze schodzeniem pamiętam. Moi kumple też ją pamiętają. Pamiętam moment, jak siedzę w małym pubie gdzieś w centrum Lizbony, jest po północy, zamawiam gin z tonikiem, (bo ja zawsze jak nie wiem co mam zamówić to zamawiam dżin z tonikiem) a na minimalnej powierzchni 22-letnia piękna brunetka tańczy salsę z jurnym jak poseł Niesiołowski 65-latkiem w kaszkiecie oraz pięknej klasycznej marynarce w kratę, który przed momentem poprosił ja o taką uprzejmość. I obydwoje zaśmiewają się do rozpuku i bawią przy tym tak, jakby jutro miało nigdy nie nadejść. Tak, zgadzam się, wiele moich wspomnień jest powiązanych z alkoholem. Mówi się, że większość ludzkich problemów bierze się z pożądania erotycznego. Zaprawdę odpowiadam, że nie, w większość problemów wpadłem pijany albo na kacu, będąc gdzieś poza domem. Ale to wszystko we mnie zostanie. I zdychając będę miał to wszystko przed oczami. Ludzie jeżdżą w różnych celach. Żeby zrobić jedno zdjęcie. Psycholog Jacek Walkiewicz, którego bardzo szanuję, powiedział kiedyś coś takiego: Podróże kształcą? Tak, ale tylko wykształconych ludzi. Ludzie jadą do Egiptu, stoją pod piramidami i mówią: Patrz, jaka niska, wyższa się wydawała. I to jest koniec refleksji na temat 3 tysięcy lat historii. Jadą do Meksyku i na pytanie ‚Jak było?’ mówią: Meksyk jak Meksyk, ciepło było. (…) Bo teraz często nie jedzie się oglądać, smakować, doświadczać ludzi, jedzenia, etc. Jedzie się przede wszystkim zrobić jedno zdjęcie i wrócić. Żeby inni spojrzeli i zazdrościli. Double tap na insta i lecą serduszka. Czy podróż bez zdjęcia się liczy? Czy jeśli się coś zje i nie sfotografuje to zjedliśmy czy nie? Czy jeśli zjedliśmy i zapomnieliśmy, że zjedliśmy, to byliśmy w danym miejscu i czasie czy nie? Czy ten kadr utrwalony gdzieś na telefonie czy w chmurze jest ostatecznym dowodem naszej bytności? A może zapominamy pewne rzeczy, bo możemy liczyć na telefon? Że on nam zawsze przypomni? Nie wiem. Wiem, że mi żal takich osób. Jechać po to, aby się tylko pochwalić, że się gdzieś było to jak polizać sutek przez materiał i odejść. Jak za miłość uznać samogwałt. Jak za burgera to co podają w Macu. Tak jakby z książki przeczytać tylko jedną stronę. Żeby nie musieć podejmować decyzji. Wolność to w dzisiejszych czasach możliwość picia nieograniczonej ilości wódki, zażywania nieograniczonej ilości dopalaczy, seksu z kim się chce i możliwość kupienia rzeczy z Vitkaca. Tak jak to było u Himilsbacha: trzeba dużo pić i jebać, żeby się z nędzy wygrzebać. Wtedy można pewne rzeczy zagłuszyć. Na moment wyłączyć całe to pogubienie. Zagłuszyć pytania: w kim znaleźć oparcie jeśli wszystko jest bez sensu? No to seta. Jak sobie poradzić z samotnością? Druga seta i butelka wina do tego. Z presją świata? Piguła. Jak odróżnić iluzję od rzeczywistości, fejk od marmuru, silikon od ciepła ludzkiego dotyku? Trochę fety i jakoś pójdzie. Ja w tym celu wolę jeździć. Podróże to sposób na pustkę. Mój ojciec mając 30 lat miał już mnie. Ja, mając 30, lat byłem na etapie: gdzieś tutaj był mój pad od konsoli oraz ostatni kawałek pizzy. W sensie, priorytety jakby się nieco pozmieniały. Dojrzewa się dłużej. Podróże są odskocznią od podejmowania poważnych decyzji w życiu. Od decydowania. Co dalej. Z pracą. Z kobietą albo facetem. Z zaangażowaniem. Podróże to sposób na tęsknotę. Za życiem, które minęło, za miłością, która odeszła Są takie momenty w naszym życiu, które nas definiują. Zazwyczaj jest to szkoła. Później są to znajomi i przyjaciele. A później ludzie zastygają w swoich przyzwyczajeniach. I coraz częściej dostrzegają, że pewne sprawy są już dla nich pozamykane. Ostatnio rozmawiałem z kumplami przy tatarze i flakach po warszawsku z pulpetami o tym, kiedy wewnętrznie poczuliśmy, że przestaliśmy być młodzi. Padały różne odpowiedzi. Po liceum. Po studiach. Po narodzinach pierwszego dziecka. Ale ze wszystkich płynął jeden wniosek. Żaden z nas nie czuł się już młody. Zapytałem niedawno kumpelę o to, czemu jeździ. Odpowiedziała: “Czegoś szukam, przed czymś uciekam, coś znajduję, odświeżam emocje”. To często tęsknota za niemożliwym. Bywam smutna przez świadomość, że nic więcej już nie przeżyję. Pamiętam takie sytuacje ileś lat temu. Moja kamienica na Żelaznej znalazła się wtedy w rejestrze zabytków i przez długi czas mieliśmy zepsuty domofon. Konserwator się nie zgadzał na coś tam, żeby go naprawić. Kiedy przychodził do mnie D, musiałam iść po niego przez „studnię” do bramy wejściowej. Kiedy zamknę oczy widzę siebie. Mam ciemniejsze włosy i ubrana jestem w czarną sukienkę, dopasowaną w talii, szeroką do kolan. Jestem szczuplejsza i mniej umalowana. Pachnę Black Cashmere Donny Karan. Wychodzę na „studnię” i czuję zimny wieczór na policzkach. Jest we mnie radość, niepokój, wyczekiwanie, to ulotne poczucie, że oto właśnie dzieje się w moim życiu coś wyjątkowo pięknego. To jest miłość. Idę przez „studnię”, słychać echo moich kroków, jak to tylko słychać na małych podwórkach wysokich kamienic. Nie wiem jeszcze co będzie później. Nie wiem nic o przemocy, bólu i strachu. Idę do niego. Otwieram bramę. Spojrzenie na mnie, moje spojrzenie na niego. Idziemy razem do windy, gdzie trzyma mnie za rękę i odgarnia kosmyk włosów z mojej twarzy. Tak, że pamiętam do dziś jak przechodziły mnie dreszcze i krew pulsowała mi w ustach. Jak wypełniała mnie miłość. I ona ma dobrego mężczyznę pod bokiem, ale ciągle gdzieś wewnątrz tęskni za miłością, która odeszła i która już, jej zdaniem, druga taka nie nadejdzie. I aby zagłuszyć ten skurcz żołądka o czwartej nad ranem kupuje kolejny bilet na samolot. Podróże budują nas na nowo. Dwa lata temu o tej porze byłem jak bokser po walce z rozbitym ryjem, którego bandażują, a dla pewności jeszcze obwiązują srebrną taśmą power tape, po to, aby nie rozpadł się na kawałki. Zawsze tak jest, kiedy kończę książkę. Przez kilka miesięcy nie mogę dojść do siebie. Nie chce mi się pisać. Chce mi się pisać. Odrzuca mnie od klawiatury. Ciągnie mnie do klawiatury. Ja jestem z tego pokolenia, które jak nie pracuje to ma wyrzuty sumienia. Świetnie nadawałbym się na protestanta i do przybijania różnych tez do kościołów, gdyby nie to, że lubię wino oraz cycki. Whisky też lubię. Wtedy było jednak inaczej niż zazwyczaj. Naprawdę miałem dość. Myślałem jak w tym memie “I tak gonisz i gonisz te marzenia, a one spierdalają i spierdalają.” Stwierdziłem, że to czas, aby coś zmienić. I zmieniłem. W następnym roku wypoczywałem najwięcej od 20 lat. W kolejnym tak samo. Znów zacząłem podróżować. Na razie byłem w 30 krajach świata. Czasami wpadają mi przez przypadek w ręce zdjęcia z tych wyjazdów. Patrzę na nie i nie wierzę. To ja? To naprawdę ja? Całkiem nieźle wyglądałem. Taki opalony, szczupły, z włosami. Wyglądam teraz inaczej, ale i stałem się inny. Podróże uczą nas otwartości względem innych ludzi. Widzisz nagle, że ludzie są do siebie podobni. Mają te same tęsknoty, te same pragnienia, te same kompleksy. Uczą nas wyrozumiałości. Radzenia sobie z sytuacjami, z którymi wydaje się sobie nie poradzimy. Uczą nas cierpliwości. Bawią. Podróże sprawiają, że nasze horyzonty są szersze. Że rośnie nasza pewność siebie. Podróże nauczyły mnie zwracać uwagę na rzeczy naprawdę ważne. Bo przejmując się wszystkim w naszym życiu doprowadzamy się do stanu, kiedy nie czerpiemy z niego żadnych przyjemności. Obniżyły moje potrzeby. Wiem, że auto może być porysowane, bo auto jest od tego aby jeździć i przewieźć z punktu do punktu – nic więcej. Samochód nie musi być luksusowy. Nie musi błyszczeć pokryty ochronną ceramiką. Dzięki podróżom przypomniałem sobie, że galeria to sklep z obrazami. Nagle mam wrażenie, że życie na krótki moment przestało mi uciekać. Podróże to sposób na złapanie dystansu do siebie Będąc za granicą zażenowany jesteś nieustająco, i nieustająco wychodzisz na idiotę. Lecz po pewnym czasie ze zdumieniem odnotowujesz, że tak naprawdę wszyscy mają to w dupie, a 15 minut później nikt o tym nie pamięta. I jeśli uda ci się tę świadomość przewieźć z powrotem do kraju to będzie to wyzwalające. Jak dziś, pamiętam historię opisaną przez kumpelę u siebie na blogu, która będąc w Londynie wybrała się na kolacje z pewnym rugbistą. Facet zabrał ją do hiszpańskiej restauracji, bo zapamiętał, że uczy się ona hiszpańskiego, a więc doszedł do wniosku, że tapas w takim przypadku i czerwone wino to jest to. Przy wejściu rugbista stwierdził, że ma rezerwację dla dwóch osób, z tą różnicą, że informacja ta była podana przez niego płynną hiszpańszczyzną, co jest dowodem na to, że szerokie barki nie zawsze wpływają upośledzająco na mózg. I on prosi, że skoro ona się tego hiszpańskiego uczy to może złoży zamówienie w tym języku. Toteż koleżanka wypaliła do kelnera: – De primero quiero calamares y como plato principal quiero polla. Kelner zrobił się lekko blady i mówi już po angielsku, że mu przykro ale tego to akurat w menu nie ma. Więc ona sfochana powtarza jeszcze raz sentencję kelnerowi, rugbysta zaczyna się turlać po podłodze, kelner śmieje się już otwarcie i bezczelnie. Bo w języku hiszpańskim owszem pollo to kurczak, ale polla to kutas. Więc być może wychodząc przyszłościowo z zagadnienia zamówiła na przystawkę kalmary, a na danie główne kutasa. Jest co wspominać, nieprawdaż? Wyjazd gdzieś daleko pozwala przemyśleć różne rzeczy. Masz tak, że świat cię wkurwia, stres pulsuje w żyłach, czujesz, że tracisz kontrolę nad swoim życiem i przestajesz wiedzieć czego chcesz i kim jesteś? Spakuj torbę. Potrzebujesz krótkiej przerwy. Lubię ten stan, gdy idziesz przed siebie i nie liczy się co masz. Ile masz. Chodzi o to, aby dojść. Coś zjeść. I położyć się spać. Zaczynasz mieć coraz bardziej wyjebane na niektóre rzeczy, dostrzegasz, że nie mają one znaczenia. Wychodzi się z pewnej sytuacji i staje obok. Z pewnego układu, presji ze strony kumpli, kobiety, faceta, rodziny. Patrzysz z dystansem. Nagle problemy są mniejsze. Możesz się zastanowić, czego naprawdę chcesz. Możesz się zastanowić, za czym tęsknisz. I za kim. Tak jak rapował Tede w jednej ze swoich lepszych piosenek, w której pokazywał, że nie jest tylko Panasewiczem rapu. „zawsze gdy siadam gdzieś na końcu świata zawsze gdy siadam gdzieś na końcu świata patrzę w dal wtedy wydaje się tak małe co zostało tam poukładać jeszcze w głowie muszę tyle spraw tylko ja i ja sam na sam.” Podróże nadają nam sens. Pamiętam jak na ukraińskiej ulicy kupiłem od pewnej starej kobiety, która przypominała mi moją babkę, z 10 kilo jabłek, czyli wszystko co miała, płacąc jej 50 euro, bo to był najwyższy nominał jaki znalazłem w portfelu. I później szedłem ulicą gryząc jedno z tych jabłek i czułem się tak dobrze, jak dawno się już nie czułem. Podróże sprawiają, że na nowo odkrywasz to, kim jesteś. Odkrywaj to. Warto. Mając 80 lat chcę mieć świadomość, że żałuję rzeczy które zrobiłem, a nie tych, których nie zrobiłem. A Ty? Chcesz więcej takich opowieści? Kup moją nową książkę Gwiazdor . Albo jak masz mi później jęczeć to lepiej nie kupuj. To tylko dla ogarniętych. To nie ja. To WY. Spośród 20 tys. książek wydanych w ubiegłym roku sięgnęliście właśnie po moją. Dzięki!
W mieszkaniu Alaina Fahrniego są aż dwa pomieszczenia wypełnione kolekcjonerskimi gadżetami zespołu Kiss. Żona Lydia toleruje pasję męża, a syn Mike będzie dziedzicem dorobku ojca Basista Kiss Gene Simmons zastępuje Alainowi ojca. Mężczyzna fascynuje się muzykiem od dziecka. Po latach miał szansę spotkać swojego idola, od którego dostał wyjątkowy prezent Kiss grają najbardziej dzikie koncerty ze wszystkich zespołów z branży rockowej, co potwierdza ich największy fan Więcej podobnych historii znajdziesz na stronie głównej Onetu Człowiek, który jest wielkim fanem danego artysty, może kojarzyć się z samotnym, zakompleksionym introwertykiem. Nic bardziej mylnego. Mieszkający w niewielkim szwajcarskim miasteczku Alain Fahrni, jest w szczęśliwym małżeństwie od 31 lat, prowadzi z pozoru zwyczajne życie i każdego poranka jedzie do pracy. Jednak Alain skrywa tajemnicę. W jego mieszkaniu na parterze kamienicy są całe dwa pokoje poświęcone wyłącznie zespołowi Kiss. Zobacz również: Co kryje się pod maskami? KISS to nie są grzeczni chłopcy Kiss płynie w jego krwi. Dosłownie Mieszkanie, w którym mężczyzna żyje z rodziną, to świątynia ku chwale Kiss. W dwóch pokojach jest multum zdjęć, złotych płyt, sylwetek z PCV itp. Kolekcja Alaina Fahrni jest zjawiskowa, bo liczy aż 13 tys. różnych obiektów, w tym automat do gry w pinball i kolekcjonerski bas Kramera w kształcie siekiery, podpisany i numerowany. Za trzy zamienione słowa, uścisk dłoni i zdjęcie ze swoimi idolami Alain Fahrni nie waha się wydać 1200 franków (ok. 5700 zł). Taka jest cena bycia najwierniejszym fanem. Lydia nie wnosi sprzeciwu, widząc szaleństwa męża. Sama kocha muzykę. "Kiedy się poznaliśmy, nie wiedziałam, że Alain jest fanem Kiss. Początkowo jego kolekcja zajmowała tylko niewielką przestrzeń oddzieloną zasłoną w naszej sypialni. Potem rosła w siłę... "— mówi Lydia. Choć darzy męża bezgraniczną czułością, przyznaje, że czasem musiała walczyć o "uratowanie kawałka ściany", który zarezerwowała na rodzinne zdjęcia. Nie zawsze było łatwo. "Kiedy kolekcja stała się niczym muzeum, pojawili się ludzie. Niektórzy z nich za bardzo wchodzili nam na głowę. To posunęło się za daleko, ale porozmawialiśmy o tym i uspokoiło się. Pandemia okazała się błogosławieństwem, bo uniemożliwiła ciekawskim zbliżanie się" — mówi Lydia. fani "Kiss" przed koncertem Alain chodzi na koncerty i ugania się za zdjęciami ze swoimi idolami, a Lydia uczy się gry na perkusji, pielęgnuje swój ogród i jeździ do siostry do Włoch. Mimo tych rozbieżności dogadują się i są szczęśliwi. Pewnego dnia jego syn Mike przejmie kolekcjonerskie dziedzictwo. Zobacz również: Kiss wkrótce na koncercie w Polsce. "To wielkie przedstawienie i spektakl" Miłość od pierwszego wejrzenia Przygoda Alaina z Kiss zaczęła się w 1977 r., kiedy miał zaledwie 11 lat. Jego matka nieświadomie zaraziła młodego chłopca pasją do muzyki. Pracowała jako sommelier w kawiarni w La Sagne, skąd przynosiła mu używane płyty do szafy grającej. "Pewnego dnia, wróciwszy ze szkoły do domu, włączyłem telewizor. Był program o nowych trendach muzycznych w USA. Kiss pojawił się na krótko. To było 30 sekund, w których czas się dla mnie zatrzymał. Czułem się oszołomiony i niezmiernie zafascynowany. Do tego stopnia, że następnego dnia pobiegłem do sklepu z płytami, aby kupić album »Love Gun«. Tuż po przesłuchaniu zakochałem się w nim w trymiga i ta miłość przetrwała" — mówi Alain. Alain prędko uznał basistę Gene Simmonsa za swojego idola. "Nie znałem swojego ojca, więc jako dzieciak postrzegałem Gene'a Simmonsa za idealnego zastępczego ojca. Przez lata pielęgnowania mojej pasji zauważyłem, że wielu kolekcjonerów, podobnie jak ja, ma jakąś emocjonalną lukę. Gene Simmons ma szaloną aparycję, czym od zawsze mi imponował. Spotkałam go kilka razy i za każdym razem nogi mi się trzęsły. To jedyny facet, który sprawia, że tak się czuję" — mówi Alain Fahrni. Zobacz również: Gene Simmons: demoniczna twarz twórcy KISS Foto: Katerina Sulova / PAP Gene Simmons, 2022 r. "Skontaktował się ze mną i chciał kupić tuzin posiadanych przeze mnie książek, ale odmówiłem. Chciałem mu je wręczyć osobiście, co udało mi się zrobić w Zurychu w 2013 r. Był tak zaskoczony, że nie chciałem pieniędzy, że dał mi wystawny prezent, zapraszając mojego syna i mnie na prywatne spotkanie, zanim wręczył mi cymbał podpisany przez wszystkich czterech członków zespołu!" — opowiadał Alain Fahrni o spotkaniu z idolem. Największe zwierzęta sceniczne w historii muzyki Zaledwie czteroliterowa nazwa Kiss brzmi bardzo niepozornie. Nagrali aż 20 albumów studyjnych. Ostatni ukazał się w 2012 r.. Mają liczne przeboje, ale najpopularniejszy i niezapomniany to "I Was Made For Lovin' You". Sprzedali 150 mln egzemplarzy płyt, a w przyszłym roku będą świętować 50-lecie swojej kariery. Wszystko zaczęło się w 1973 r. w nowojorskim Queens, kiedy glam rock był na topie. To był czas świetności Alice Cooper, Davida Bowie i The New York Dolls. Przez pierwsze 10 lat członkowie Kiss uczynili oryginalne przebrania swoim znakiem rozpoznawczym. W latach 1983-1996 porzucili intensywny makijaż, ale później przywrócili go do swoich stylizacji jako niezastąpiony element. Przez pewien czas stacje radiowe bojkotowały zespół, ale fanów to nie zraziło, bo do dziś wspierają swoich ulubieńców. Zobacz również: Spektakularny koncert KISS w Łodzi! Rock&roll, płomienie, wybuchy i krew na scenie [RELACJA] Kiss to ekscentryczny zespół, który uosabia "rock'n'rollowy cyrk". Jest uważany za jedną z najlepszych kapel grających na żywo w historii, ponieważ członkowie robią wielkie przedstawienie na scenie. Na ich koncertach można zobaczyć efekty pirotechniczne, instalacje 3D czy neonowe lasery. A w samym centrum zainteresowania i tak znajdują się muzycy, którzy są zwierzętami scenicznymi. "Ich koncerty to niezapomniane widowiska, na których jakoś nigdy nie było lasek z poderżniętymi gardłami na scenie. Te pogłoski to tylko sfabrykowane legendy" — upiera się zirytowany Alain Fahrni. Foto: QUIQUE GARCIA / PAP "Kiss" na scenie, 2022 r. Pod względem marketingowym "Kiss" nie ma sobie równych w branży rockowej. Marka, którą członkowie "Kiss" budowali przez tyle lat, została wyceniona w 2006 r. na ponad 1 mld dolarów. Alain Fahrni poznał wszystkich członków zespołu, czasem pobieżnie. Nawiązał przyjaźń z byłym gitarzystą Bruce'em Kulickiem, z którym spotkał się pięć razy w jego domu w La Chaux–de–Fonds. Spotykał się także z obecnym perkusistą Erikiem Singerem. W przyszłym roku Kiss będzie świętować 50 lat kariery i po raz ostatni wystąpi w Nowym Jorku. Alain Fahrni też może tam być. Lydia pewnie zostanie w domu. Wyznała, że 70-latkowie malujący się jak dzieci i skaczący na scenie, są dla niej trochę zabawni. Dobrze, że Alain Fahrni tego nie słyszał... Zobacz również: Zieją ogniem, roztrzaskują gitarę na scenie. Koncerty KISS to prawdziwy performance Dziękujemy, że jesteś z nami. Zapisz się na newsletter Onetu, aby otrzymywać od nas najbardziej wartościowe treści. (tom)
fot. Adobe Stock Siedział przy barze taki smutny. Cholera, najprzystojniejszy facet na całym tym głupim bankiecie, a minę miał, jakby przyszedł na pogrzeb. I te czarne ciuchy! Taki młody, taki ładny, po co się smucić? Trzeba się bawić, póki czas. I w ogóle kto to? Nie znam gościa. Może z kimś przyszedł, ale w takim razie dlaczego siedział sam? Mowa ciała, delikatnie mówiąc, nie była zachęcająca, ale to dla mnie zawsze wyzwanie. Podeszłam, kołysząc zmysłowo biodrami. Najbardziej zmysłowo, jak potrafię. Z tyłu liceum, z przodu muzeum – Jestem Justyna. Może zatańczymy? Fajna piosenka, nogi same niosą. Nawet się uśmiechnął, delikatnie, subtelnie. Co za oczy! Ciemne i takie głębokie. Mroczne. Fascynujące. – Proszę wybaczyć, ale nie tańczę. Nigdy. Stanowczy ton. Asertywność dobrze wyćwiczona. I co, miałam tak stać? Nie wydawał się usposobiony do rozmowy. To po cholerę tu przyszedł? Poszłam jak zmyta. Dobry nastrój odleciał w siną dal. A wieczór tak dobrze się zapowiadał. W tej nowej kiecce wyglądałam naprawdę sexy, każdy mi to mówił. Ciekawe, czy gdybym była młodsza, złamałby swoją zasadę? Posłużył się zręczną wymówką, czy też… No cóż, stara jestem, po co się oszukiwać. W tyle głowy dojrzałam jadowity uśmiech Karola. Z tyłu liceum, z przodu muzeum – myślę o sobie czasem i parskam śmiechem. To naprawdę o mnie? Wcale nie czuję się staro, choć pewnie powinnam. Ostatecznie stuknęła mi już pięćdziesiątka, i to jakiś czas temu. Pewnie każdy tak ma – dochodzi do kolejnych etapów, które niegdyś wydawały mu się graniczne, ale jednocześnie granice te nieustannie przesuwa. Najpierw tragedią jest trzydziestka, potem czterdziestka i tak dalej. Chociaż nie, niektórzy mają inaczej. – Jestem stary – powtarza na okrągło mój przyjaciel Karol. – Tu mnie boli, tam strzyka. Kręgosłup, kolana, zęby, wszystko odmawia posłuszeństwa. Ledwo chodzę. Nie mogę się zgiąć. O wszystkim zapominam. Sapię i sypię się jak jakaś antyczna ruina. Akurat wygląda i nosi się jak trochę tylko przejrzały nastolatek. Jego życie umysłowe też trudno nazwać zramolałym. Jest inteligentny, dowcipny, złośliwy. Uwielbiają go całkiem młode i atrakcyjne kobiety, mógłby mieć każdą z nich, gdyby tylko zechciał. Ale nie chce, podobno. Mam wrażenie, że to rodzaj ideologicznej deklaracji. Odmowa uczestniczenia w wielkim, ogólnoświatowym, nieustającym święcie młodości. „My, proszę państwa, na drugim froncie i prawie już po drugiej stronie” – trudno z tym dyskutować. Bo i po co? Ja tam uczestniczę dziarsko i ochoczo. Owszem, widzę w lustrze pełne siatki zmarszczek i wielkie worki pod oczami, ale jakoś mi one nie ciążą. Jak tylko od lustra odejdę, zapominam o nich natychmiast. Mam szczupłą, wysportowaną sylwetkę (godziny na siłowni, rower, narty), poruszam się lekko i na ogół nic mnie nie boli. A jeśli nawet, to z powodu chwilowych niedomagań, które zawsze mijają. Raczej biegam, niż chodzę, nawet na bardzo wysokich obcasach. Ubieram się modnie, nie unikam makijażu i zabiegów kosmetycznych – dbam o siebie po prostu. Nie narzekam, nie gderam, nigdy na nic się nie skarżę. Po prostu wciąż jestem dziewczyną, nawet jeśli tę paskudną historię na „m” mam już za sobą (może być też na „p”, choć na „p” zaczynają się o wiele milsze sprawy, więc może nie mieszajmy do tego „m”). Trzymam się swojej bańki Niektórzy, jak Karol właśnie, bardzo chętnie ściągają mnie na ziemię, ale i tak trzymam się swojej bańki. Niech sobie będą starzy, kto chce i musi. Ja tam nie zamierzam. Będę się stroić i malować do setki przynajmniej. Taki mam plan. Szczególnie że podobam się mężczyznom – tak naprawdę przeglądanie się w ich oczach jest dużo przyjemniejsze niż w lustrze. Często są młodsi ode mnie, a czasem dużo młodsi. Nawet specjalnie się nie dziwię, zawsze miałam powodzenie i przywykłam do tego. Nie było okazji, żeby się odzwyczaić. Druga sprawa, to moja zawodowa pozycja. Jestem szefową w dużej firmie PR, w branży na tyle długo, by zdawać sobie sprawę z tego, że na sukces pracują przede wszystkim młodzi. Kreatywni, zdolni, napakowani pomysłami i energią faceci. Nie uznaję „parytetów” i na szczęście nie muszę się nimi kierować. Mam pełną wolność w doborze współpracowników. Karol sobie ze mnie pokpiwa. Nie zna litości. – Czy twój nowy dzidziuś już wstał? Wyspał się? Nakarmiony, przewinięty? Nie, nie mówię o wnuczku – zaczyna poranną telefoniczną rozmowę. Dzidziusiem nazywa każdego faceta, z którym aktualnie się spotykam, dzięki temu nie musi zapamiętywać ich imion. W jego wieku to trudne, fakt. A ja, idiotka, często mu się zwierzam i potem żałuję. Rozmawiamy przez telefon niemal codziennie. Opowiadam mu o wszystkim. Tylko że – wbrew temu, co Karol nieustannie insynuuje – wcale nie niańczę swoich wybranków. Nie mam zwyczaju im matkować, roztaczać ochronnych parasoli, protegować. Gdy tylko poczuję, że tego ode mnie oczekują, pozbywam się ich natychmiast. I z życia, i z pracy, jeśli się to zazębia. Wcale nie chodzi mi również o seks. Seks jest stanowczo przereklamowany, zwłaszcza w kobiecej perspektywie. Nie potrzebujemy go aż tak bardzo, aż tak często. Fajnie, byle bez przesady. Już ja wiem, o czym mówię. To, co w istocie najbardziej mnie kręci, to uwodzenie. Gdy tylko wyłapię utkwiony we mnie wzrok, szczególnie jeśli należy do atrakcyjnego mężczyzny – wiek tak naprawdę nie gra roli – rozpoczynam swoje „stałe fragmenty gry”. Nie wymagajcie ode mnie, bym uściśliła, o co chodzi. Nie da się uściślić. Wszystko zależy od okoliczności, nastroju, pogody, tego, czy znów jestem samotna, czy wciąż jeszcze z kimś. Uwodzenie jest największą pasją mojego życia, zawsze było. Nie mogłam w żadnym związku wytrwać zbyt długo, bo prędzej czy później musiałam poznać kogoś nowego, więc siłą rzeczy bardziej atrakcyjnego, a to tworzyło nieuchronne komplikacje. Gdy pierwszy raz wychodziłam za mąż, przysięgałam z prawdziwym przekonaniem. Cóż z tego, gdy już podczas wesela kątem oka dostrzegłam piekielnie interesującego gitarzystę, który na dodatek wpatrywał się we mnie tak łapczywie… Nie uległam, rzecz jasna, żadnym pokusom, ale już wtedy zrozumiałam, że małżeńska wierność niekoniecznie jest dla mnie. Kolejne dwa małżeństwa zawierałam już bez złudzeń dotyczących dotrzymywania przysiąg. Jakkolwiek nie mam sobie nic do zarzucenia. Moi mężowie wiedzieli, kogo biorą za żonę, po pierwsze, dlatego że poznawałam ich, będąc jeszcze w poprzednim związku, i to oni doprowadzali do jego zerwania. Po drugie, opowiadałam im bez skrępowania o swoich upodobaniach. O tym, jaka ekscytacja mnie ogarnia, gdy coś tam gdzieś zaiskrzy, zadzieje się, zamarzy. Więc dlaczego mieli później pretensje? I jak tu komuś wytłumaczyć, że wcale nie jestem suką w permanentnej rui pozbawioną przyzwoitości i moralności puszczalską, na dodatek – co już absolutnie skandaliczne – starą? To znaczy nie naprawdę starą, ale w ich mniemaniu starą. W mniemaniu sporej części świata. Nie wiem, jak wytłumaczyć. Rozmawiamy o tym często z Karolem, który zna życie jak mało kto, ale i tak mnie nie rozumie. – I co, dobrze ci z tym dzidziusiem? Pewnie byczek z niego, robicie to godzinami, prawda? Nie wychodzicie z łóżka przez cały weekend. Dobrze zgaduję? A kto wtedy wyprowadza Bolka? (Bolek to mój pies) – Karolku, masz chorą wyobraźnię. Chodzimy z Tomkiem i Bolkiem właśnie po parku, gadamy o różnych takich… – Chyba umrę ze śmiechu, błagam, Justyna, przestań. Brzuch mnie boli! No właśnie! Niby inteligentny facet, a tylko o tym. „Spałaś już z nim?”, „Jak było, fajnie?”, „Nie powiesz mi, że masz o czym gadać z takim młokosem, który w dodatku jest na pewno przygłupem”. Tak, mam! A czasami to i pomilczeć dobrze. Bankiet rozkręcił się na dobre Nie chciał mnie piękny nieznajomy, ale ostatecznie wylądowałam w ramionach tego nowego. Pracuje u nas od dwóch miesięcy i pożera mnie wzrokiem od pierwszej rozmowy kwalifikacyjnej. Marcin. Też niezły, tylko trochę za bardzo w stylu, który tak drażni Karola. Czyli byczek, barczysty i pewnie jurny. Przetańczyłam z nim kilka kawałków, ale kiedy zaproponował, że odwiezie mnie do domu taksówką, odmówiłam. Byłam ciągle pod urokiem mrocznych oczu przy barze. Ich właściciel ulotnił się w pewnej chwili bez śladu. Jeszcze tylko chwila w toalecie i jadę… – Marcin kręcił się cały wieczór koło szefowej, widziałaś? – zamknięta w kabinie usłyszałam znajomy chichot. Joasia? – Widziałam, w tej koronkowej miniówie wygląda jak burdelmama, hi, hi! – Odpowiednia osoba w odpowiednim miejscu! – zarechotała druga. A to suka mała – pomyślałam wściekła, ale siedziałam cicho. – Mirek przyszedł tu ze mną. Mój brat. – Po co? – Tak sobie pomyślałam, żeby go wziąć ze sobą. Co będziesz siedział w domu, mówię mu, lepiej przyjdź, zabawisz się, a może naszej starej wpadniesz w oko. – No i …? – A siedział jak kołek przy tym barze, a potem poszedł w cholerę. Ten to się nigdy nie ustawi. Niech dalej zasuwa w swoim głupim sklepie, jego życie. Poszły. Posiedziałam jeszcze chwilkę na kibelku. Potem umyłam ręce, pomalowałam usta i poprawiłam włosy. W poniedziałek zwolnię dziwkę – pomyślałam mściwie. Zobacz więcej prawdziwych historii:Myślałam, że widzi we mnie kogoś więcej, niż tylko grubaskę...Ukrywam przed narzeczoną, że rozbieram się za pieniądzeByła dziewczyna mojego faceta mieszka z nami, bo musimy się nią opiekowaćMiałam 32 lata, a matka decydowała w co mam się ubrać i kiedy iść spaćNie chcę zamieszkać ze swoim facetem. Od tego tylko krok do niewoli
50 latek masz już na karku